piątek, 23 października 2015

Maska w szufladzie.



                Poranna wyprawa do jednej ze stacji telewizyjnych. Siadam na fotelu w charakteryzacji i przyglądam się samej sobie, jak powoli znikam pod kolejną warstwą  makijażu. Po kilkunastu minutach pieszczot pędzlem i puszkiem ( moja koleżanka kiedyś stwierdziła, że w jej przypadku malowanie jej lub czesanie włosów, powinny być elementem gry wstępnej :), patrzę w lustro i zazdroszczę wyglądu mojemu odbiciu. Tylko, czy to faktycznie nadal ja ? A może to TEŻ ja? Całe szczęście, że nie jedyna. Że znam swoją wersję szlafrokowo- dresową. I jeszcze kilka innych. 
        Z telewizji do pracy odwozi mnie Pan Kierowca, który z czułością w głosie  opowiada o losach swojego pięknego, starego mercedesa. Faktycznie - wnętrze jest wypieszczone, a staranne wykończenie 26. letniego samochodu przenosi w czasy, kiedy żyło się wolniej i bliżej siebie. W jego słowach jest tyle entuzjazmu, bo dwa lata temu kupując to to auto, spełnił swoje dziecięce marzenie. W tym jak mówi, jest sama prawda, zero plastiku. 
Makijaż coraz bardziej mnie uwiera - tam, skąd wyszłam, był potrzeby, tu, w Jego aucie, czuję jak mnie usztywnia, odbiera swobodę mojej twarzy. 
Dobrze jest mieć też świat, w którym maska nie jest potrzebna. Dobrze jest mieć ludzi, przy których jesteśmy zwyczajnie szczerzy.


Ciepło pozdrawiam :)
Małgorzata Liszyk- Kozłowska 

1 komentarz:

  1. Właśnie tak dokładnie jest. Mowie tak jak myślę i słucham uwag, spostrzeżeń. Wyciągam wnioski i poprawiam się, zmieniam na lepiej. Nie lubię sztuczności, plastiku, sztywności w relacjach międzyludzkich, w życiu. Być po prostu sobą a przede wszystkim nie "jak wszyscy". Taki jestem. Paweł K.

    OdpowiedzUsuń